Archiwa

2001

XXIII MARATON WARSZAWSKI

W styczniu 2001 roku powstała Platforma Obywatelska, a w lipcu, pomimo zapowiedzi, nie nastąpił koniec świata. We wrześniu nastąpił atak na budynki World Trade Center w Nowym Jorku. W październiku premierem rządu RP został Leszek Miler.

W ostatnią niedzielę września odbył się już po raz dwudziesty trzeci Maraton Warszawski. Kiedy setki biegaczy ustawiały się na linii startu, przemówił do nich patron – prezydent Warszawy Paweł Piskorski, który był jednocześnie starterem. Powiedział kilka zdań i stwierdziwszy, że to już wystarczy, wystrzelił. Do planowanej godziny startu brakowało kilku minut. Część osób czekała już, ale większość stała jeszcze w kolejce do toalet, badała położenie krzaczków w pobliżu Zamku Królewskiego czy wiązała buty. Zaskoczenie było pełne.

Z powodu niewielkich nagród i kłopotów organizacyjnych wynikających z rezygnacji na trzy tygodnie przed imprezą głównego sponsora – firmy Warta, z biegu w Warszawie zrezygnowała większość cenionych w Polsce maratończyków. Na mecie jako pierwszy pojawił się Bartosz Mazerski, dwudziestoczteroletni biegacz ze Sztumu. Kolejni dwaj zawodnicy stracili do zwycięzcy niespełna minutę.

Wśród kobiet jako pierwsza na metę przybiegła Maria Bąk – doświadczona, czterdziestodwuletnia biegaczka z Niemiec, pokonując Elenę Cuchło – tryumfatorkę z lat 1993-96, która już wtedy twierdziła, że jest za stara na to żeby biegać w jakimś klubie. W 2001 roku miała 47 lat.

Amatorzy mieli wiele powodów do narzekania, część rzeczywistych, część wydumanych. Na mecie nie było piwa, zamiast grochówki kiełbaski. Na trasie zabrakło owoców, a do picia dawano gazowaną wodę.

Uczestnicy rozgrywanego równolegle półmaratonu, którzy kończyli bieg w Wilanowie, musieli sami zatroszczyć się o powrót na Podzamcze, nikt nie pomyślał o tym że spoceni, zziębnięci będą jakoś musieli dostać się na metę maratonu na Podzamczu – choćby po to żeby odebrać swoje depozyty. Na forum Maratony Polskie ktoś napisał – „Narzekacie, a i tak za rok tu przyjedziecie.”

2000

XXII WARSZAWSKI MARATON POKOJU

Rok dwutysięczny był ostatnim rokiem dwudziestego wieku, a nawet drugiego tysiąclecia. Andrzej Wajda dostał Oskara za całokształt twórczości. Z igrzysk w Sydney polscy lekkoatleci przywieźli cztery złote medale: dwa Robert Korzeniowski, a po jednym młociarze – Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski.

Aby ułatwić maratończykom zdobycie minimów olimpijskich PZLA postanowiła rozegrać Mistrzostwa Polski w czasie Maratonu Warszawskiego, który wyjątkowo odbył się na początku maja – jak powszechnie wiadomo upały, które często zdarzają się o tej porze roku, sprzyjają uzyskiwaniu dobrych wyników. Na starcie stanęła cała krajowa czołówka. Jednak tempo nadane w pierwszej części trasy w połączeniu z upałem spowodowało, że większość najlepszych zrezygnowało z biegu. Zwyciężył Mirosław Plawgo, jednak jego wynik nie okazał się wystarczający do wyjazdu na Igrzyska. Wśród pań Karina Szymańska nie wygrała po raz czwarty z rzędu – musiała uznać wyższość Ewy Fliegert. W klasyfikacji drużynowej najlepsza była Legia Warszawa.

W momencie, kiedy zwycięzcy wbiegali na metę organizatorzy zagapili się i ukradzione zostało większość z przygotowanych medali – wystarczyło ich zaledwie dla pierwszych trzystu zawodników.

Mimo starań organizatorów – na trasie przygotowane było 8000 litrów napojów czyli ponad 10 litrów na startującego – pogoda dała się biegaczom we znaki. Jak stwierdziła dr Małgorzata Zembrzuska, szefowa zespołu zajmującego się opieką medyczną: na trasie zasłabło tylko pięć osób, a jedynie dwie zostały przewiezione do szpitala.

Po raz pierwszy rozegrano także półmaraton. Na mecie w Wilanowie jako pierwsi zameldowali się Białorusin Aleksander Gordiejew i warszawianka Alina Sakwa. We wrześniu zakończono produkcję „maluchów”.