XXI WARSZAWSKI MARATON POKOJU
Kończył się dwudziesty wiek, a przynajmniej jak się wydawało wielu osobom. W 1999 roku zmarł Stanley Kubrick, samobójstwo popełnił Tomasz Beksiński – syn znanego malarza i dziennikarz muzyczny znany z zamiłowania do mrocznego rocka, filmów bondowskich i Monthy Pytona. Literackiego Nobla dostał Gunter Grass.
W ostatnią niedzielę października odbył sie kolejny Maraton Warszawski. Głównym faworytem był Sammy Ngetich, drugi w Maratonie Berlińskim w 1994 roku. Jednak walkę o zwycięstwo stoczyli jego rodacy: zaledwie dziewiętnastoletni David Ngetich i Samuel Tangus. Ostatecznie na finiszu szybszy okazał sie pierwszy z nich, choć obaj zostali sklasyfikowani z takim samym czasem. Faworyt przegrał o ponad szesnaście minut.
Wśród kobiet jako pierwsza na mecie zameldowała się, już po raz trzeci z rzędu, Karina Szymańska, najbardziej utytułowana zawodniczka w historii Maratonu Warszawskiego.
Na starcie Maratonu Warszawskiego stanęło 771 osób. Trasę której wiekszość prowadziła polami lub po autostradzie pokonało niespełna siedemset. Amatorzy nie mogli narzekać na pogodę, było chłodna, ale nie zimno, nieco gorzej było z organizacją. Ciągle na punktach odżywiania można było napić się napojów gazowanych, zagryzając kostkami cukru i czekoladą z orzechami lub chrupkami. Na mecie na maratończyków czekały parówki.
Maraton Warszawski zamiast rozwijać się z roku na rok topniał w oczach. Coraz trudniej było przekonać władze i mieszkańców, że warto dla niewielkiej grupy zapaleńców warto zamykać ulice. Nawet te położone na peryferiach.
W relacji z maratonu w telewizyjnych Wiadomościach nawet przez chwilę na ekranie nie można było zobaczyć biegacza. W trwającym prawie pięć minut newsie można było usłyszeć, że wózkarze wystartowali pięć minut przed biegaczami. A później dokładne informacje: kto wystartował, kto nie wystartował i dlaczego, jak wyglądała walka na trasie. A wszystko to na temat wózkarzy, tak jak by nie biegło za nimi tych siedmiuset maratończyków.