28 września 2025 / September 28th, 2025
 

1987

19-11-2015 16:11

IX Maraton Pokoju

W 1987 roku Sting nagrał płytę Nothing Like the Sun, a Kult – Spokojnie. Podczas rozgrywanych w Rzymie Mistrzostw Świata w Lekkiej Atletyce Polacy nie zdobyli ani jednego medalu, a mistrzowskie tytuły w maratonie zdobyli Portugalka Rosa Mota i Kenijczyk Douglas Wakiihuri.

26 września Georgie Bush (ten bez W) spotkał się z Wojciechem Jaruzelskim, Lechem Wałęsą i Józefem Glempem. Złożył także kwiaty na grobie księdza Jerzego Popiełuszki. Dzień później odbył się XIX Międzynarodowy Maraton Pokoju. Bieg powoli znikał – coraz mniej było o nim w mediach, a do Warszawy przyjeżdżało biegać coraz mniej osób. Choć naprawdę chude lata były dopiero przed maratonem… Pierwszy raz w Maratonie pobiegło więcej obcokrajowców niż kobiet – było ich 40, czyli prawie 3% ogólnej liczby startujących

Start i meta znajdowały się na Stadionie Dziesięciolecia (nic nowego). Tuż przed startem do jednego z sędziów podeszło kilku zawodników z informacją, że w krzakach na Wale Miedzeszyńskim ukryła się grupa biegaczy z numerami startowymi, którzy będą próbowali przyłączyć do biegnących.

Kiedy maratończycy walczyli z czasem i przestrzenią, na Stadion wniesiono nagrody. Dla zwycięzcy był kolorowy telewizor Videoton wyprodukowany przez Polkolor z Piaseczna. Były także: pralka automatyczna, rowery, plecaki za stelażem, śpiwory i magnetofony Finezja.

W czołówce bardzo długo walkę toczyli Wiesław Ziębicki i Węgier Zoltan Szabo. Ogromnym zaskoczeniem było więc objęcie na ostatnich kilometrach prowadzenia przez nieznanego amatora – Wiesława Lendę. Lenda nie tylko objął prowadzenie, ale i utrzymał je do końca! Na mecie powiedział o sobie: „Mam 24 lata, mieszkam w Łaziskach na Śląsku, a trenuję w klubie LZS Skoropol Twardogóra. Trenować biegi zacząłem w wojsku i teraz postanowiłem to kontynuować”. Drugi na mecie Wiesław Ziębicki stwierdził że on wolał by telewizor, ale żona bardziej ucieszy się z pralki.

Wśród kobiet zwyciężyła – bijąc rekord trasy – Renata Walendziak, triumfatorka I Maratonu Pokoju. Ostatni na metę dotarł, pokonujący dystans o kulach, Edi Pozarecki z USA.

Wspomnienia uczestników

Jan Niedźwiecki

Od 20 km biegu zacząłem według znanych już zasad korzystać z punktów odżywiania, jak również odświeżania, które wzorowo rozmieszczone (i dobrze zaopatrzone) były co 5 km. Z cukru korzystałem mniej, natomiast więcej z napojów i wody dla ochłody. W 2-giej części biegu włożyłem sobie nawet pod koszulkę gąbkę i co 5 km ją nawilżałem, co okresowo mnie orzeźwiało.

Na 30 km biegu nadal czułem dobrą kondycję i zacząłem wyprzedzać nawet takich uczestników, z którymi zawsze przegrywałem. Spotykałem też coraz więcej idących maratończyków. Na przydrożnych skarpach odpoczywali koledzy masując sobie obolałe nogi i „gimnastykując się”. Przypomniał mi się mój pierwszy maraton, kiedy też goniłem resztkami sił.

I tu właśnie zaczął realizować się mój maraton „Zwycięstwa”, bo wyprzedzałem lepszych od siebie biegaczy, jak: kol. Władysławę Karolak (świetna biegaczka z Kalisza), kol. Henryka Bartkowiaka, kol. Jacka Noworytę, czy kol. Jerzego Lewandowskiego. Ale największy sukces odniosłem gdzieś w pobliżu 40 km, kiedy minąłem red. Janusza Kalinowskiego, legitymującego się czasem około 3:15.

Paweł Lech

Od kilku lat sporo biegałem. Przede wszystkim w lesie, na orientację. Stwierdziłem że chociaż raz powinienem zobaczyć jak to jest pobiec maraton. Mimo że biegałem sporo kilometrów to trening był zorientowany na nieco inny wysiłek – nie monotonny równy bieg po płaskiej i twardej trasie, tylko pokonywanie przestrzeni, często po wzniesieniach i zrywami.

Byłem nastawiony na dość dobry wynik. Na nogach, jak wielu innych miałem zwykłe trampki bez amortyzacji. Stanąłem w tłumie ludzi na starcie, przed Stadionem Dziesięciolecia, padł strzał, ruszyliśmy.

Początkowo biegłem spokojnie, wolniej niż zakładałem i zdecydowanie wolniej niż miałem na to ochotę. Przy trasie widać było pola z kapustą i innymi warzywami, zaczynała się jesień, plony jeszcze nie były zebrane.

Z czasem zacząłem lekko przyspieszać, biegło mi się bardzo dobrze, wyprzedzałem kolejne osoby i to niejako napędzało mnie do szybkiego biegu.

Było świetnie aż do czterdziestego pierwszego kilometra. Pod mostem Łazienkowskim dopadł mnie kryzys – do mety zostało jakieś kilometr, może półtora. Zatrzymałem się przy punkcie sanitarnym i piłem, dziewczyny mnie masowały, powoli wracałem do życia. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale na samym tym punkcie straciłem jakieś piętnaście minut, później jakoś dobrnąłem do mety.