II Maraton Pokoju
Był 14 września 1980 roku. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej w Gdańsku zostały podpisane Porozumienia Sierpniowe. W Polsce oddychało się jakoś inaczej. A przed Stadionem Dziesięciolecia stało ponad dwa i pół tysiąca ludzi i wydawało się, że za chwilę zaczną się kłopoty. Bo tłum nie chciał cofnąć się za linię startu. Tomasz Hopfer apelował: Ludzie, cofnijcie się bo nie będzie jak was wystartować!. I chwilę później: Ludzie, cofnijcie się bo będzie afera!
Po chwili wystrzał startera i bieg ruszył. Tłum powoli przemieszczał się przed siebie – tą samą trasą, co przed rokiem. Tyle że o półtora kilometra dłuższą…
Stawka rywali była jeszcze silniejsza niż w debiucie, a faworytem był aktualny rekordzista Polski – Jerzy Gros. Nikt wtedy nie spodziewał się, że na kolejny start zawodnika legitymującego się posiadaniem aktualnego rekordu Polski w maratonie trzeba będzie czekać aż ćwierć wieku. W końcówce o zwycięstwo walczyli Gros z Jerzym Skarżyńskim. Zwyciężył rekordzista, zaś ten drugi marzenia o wygranej w stolicy musiał odłożyć na 9 lat. Wśród kobiet zwyciężyła Anna Bełtowska, ustanawiając przy okazji historyczny – bo pierwszy – rekord Polski pań w biegu maratońskim. Za plecami najlepszych im dalej tym bardziej piknikowa atmosfera, choć widać było lepsze niż rok wcześniej przygotowanie uczestników.
Ostatecznie linię mety przekroczyło aż 2289 osób. Skąd aż tylu? Po I Maratonie Pokoju w mediach było głośno o bieganiu i maratonie. Wypowiadali się na jego temat socjologowie, lekarze, dziennikarze. Ale najsilniej oddziaływały na wyobraźnię sylwetki ludzi biegnących ulicami – żeby coś sobie udowodnić, pojechać do Warszawy w dobrym towarzystwie, a może zyskać szacunek teściowej. Dla wielu była to zwyczajna ucieczka od szarego życia w PRL-u. Nie bez znaczenia był także fakt dopuszczania do biegu osób niepełnoletnich. Wystartowało ich aż 235 – wśród nich późniejszy zwycięzca Maratonu Warszawskiego i rekordzista Polski w maratonie Grzegorz Gajdus, który z wynikiem 3:50:22 zajął 1024 miejsce. Miał wtedy 13 lat…A polski rekord maratońskiej frekwencji ustanowiony w 1980 roku na II Maratonie Pokoju udało się poprawić w dopiero po 27 latach w Poznaniu. I to zaledwie o 35 osób.
Jan Niedźwiecki „Ułan”
(…) Do mojego osłabienia doszło to, że jednak chciało się ciągle pić. Dobrze, że niektórzy mieszkańcy w pobliżu trasy maratonu wynieśli wiadra z wodą, jak również ktoś polał nas wodą z sikawki. Ale to było za mało. Gdzieś około 30 km zaczęły mnie boleć pięty oraz stawy kolanowe. Niewłaściwy trening dawał znać. Każdy krok w trakcie dalszego biegu był mordęgą. Musiałem przystanąć i zacząłem maszerować. Zresztą takich idących zawodników było znacznie więcej, nie byłem więc odosobniony.
Po dobrej godzinie, gdzieś w okolicach mostu na „Trasie Łazienkowskiej”, (40 km) kiedy pojawiły się większe grupy widzów, którzy oklaskiwali maratończyków i zachęcali do biegu, zmusiłem się do dalszego truchtu. Te ostatnie 2 km były prawdziwą męką. I kiedy „na ostatnich nogach” dobrnąłem uszczęśliwiony do mety, tylko pozostawało mi „zwalić się” na murawę boiska.
Nie wiedziałem co się koło mnie dzieje. Bardzo zadowolony z ukończenia maratonu i uzyskania dyplomu (bo medali jeszcze wówczas nie przyznawano) nie wiedziałem nawet, które zająłem miejsce ani w jakim czasie. Dopiero wiele tygodni później okazało się, że uzyskałem 1.784 miejsce z czasem 4 godz. 42 min, co było dla mnie znaczącym sukcesem.
„Kurier Polski” z dn. 15 września 1980
I oto mamy 17.50, a więc od startu maratonu upłynęło 6 godz. 50 min.. Na mecie melduje się ostatnia czwórka: 72-letnia Helena Opiłowska z Gdyni, 42-letnia Stefania Łazik z Wrocławia, 33-letnia Maria Janaszek z Dobroszyc i 69-letni Jerzy Baliński z Warszawy. II Maraton Pokoju ukończyło 2291 osób. Wycofało się zaledwie 85.
Aż dziw bierze, że na tyle osób nie było poważnych przypadków niedyspozycji – powiedzieli Kurierowi dyżurni lekarze. – Nasze interwencje, a było ich ok. 500, ograniczały się do otarć naskórka stóp, pachwiny i pod pachami. 10 osób doznało urazu łękotki bądź zasłabło.
9-letni Bartek Dowiad, uczeń Szkoły Podstawowej nr 204 z Warszawy o Maratonie Pokoju dowiedział się w niedzielę rano od ojca. No i spróbował swych sił, pokonując trasę 42.195 m w 5,5 godziny.
Najstarszym uczestnikiem Maratonu Pokoju był 72-letni Aleksander Pietroń z Bydgoszczy. Jego czas 6:26:38. – Na trasie odparzyłem sobie lewą nogę i z konieczności musiałem ograniczyć się do marszobiegu. Ale jestem już bogatszy w doświadczenia.
Wojtek Wanat
Dlaczego mając czternaście lat zdecydowałem się przebiec maraton? Przez całe życie byłem słabszy. Do drużyny na WFie zawsze wybierali mnie na końcu. Kiedy przeczytałem o tym jak tłum ludzi rok wcześniej przebiegł maraton, wiedziałem – też to zrobię. I tak jak tamci ludzie stanę się kimś wyjątkowym, ważnym, jak człowiek który przebiegł maraton żeby zyskać szacunek teściowej.
Moi rodzice też chcieli żebym był kimś wyjątkowym, więc z radością podpisali zgodę na mój udział w biegu. Pozostała tylko formalność – przelecieć te 42 kilometry. Początek był fantastyczny – tłum ludzi odliczający ostatnie sekundy przed startem; jeszcze dzisiaj czuję w takich momentach ciarki; strzał i ruszyliśmy.
Po kilku kilometrach wbiegam na wał przeciwpowodziowy i patrzę – przed nami i za nami rzeka ludzi, to było dla mnie coś fantastycznego. Zaczęły się rozmowy. Kiedy mówię ile kilometrów przebiegłem w ramach przygotowań, jeden ze współbiegaczy patrzy na mnie dziwnie. Powinienem być bardziej z przodu czy raczej z tyłu – pytam. Raczej w domu, przed telewizorem – pada odpowiedź. Ale ja wiem lepiej na ile mnie stać – biegałem w przełajach nawet na półtora kilometra i potrafiłem przejść ponad dwadzieścia, więc i tym razem dam radę. Miedzy dwudziestym a trzydziestym kilometrem zacząłem przekonywać się czym jest maraton, a po trzydziestym piątym byłem gotowy przyznać mojemu rozmówcy rację. Ale osoba, której nie wierzyłem na początku, w tym czasie była już chyba na mecie.